proza i poezja
 
  Strona startowa
  Kontakt
  Księga gości
  Moim coreczkom - wiersz
  Dotkniecie Rene.Opowiadanie.
  Warszawa - wiersz
  Spotkanie, ktrego nie bylo. Opowiadanie.
  Licznik.
  Studentka. Opowiadanie.
  Sezona na cebulki.Opowiadanie.
  Mozaika. Opowiadanie.
  Ar Terpilovsky. Opowiadanie.
  Szczurze geny. Opowiadanie.
  Emigrant w zyciu po zyciu. Opowiadanie .
  Biznes. Opowiadanie.
  Tyton. Opowiadanie.
  Po polnocy. Opowiadanie.
Tyton. Opowiadanie.

 

Pierwsze biale czeresnie zapalaly sie rozowo. Szpaki fruwaly nad drzewami . Siedzialam na czeresniowym drzewku i patrzylam na dziadziusia Jana , ktory obok swojej kuzni dogladal pszczelich uli . Nie zakladal kapelusza z siatka na glowe , wiedzialam wiec , ze nie bierze sie do powaznej pracy . Sprawdzal tylko , jak radza sobie jego podopieczne .
Czeresniowe drzewka i trawiasta laka z ulami przylegaly do alei kasztanowej , ktora wiodla do domu . W alei panowal zawsze przyjemny chlod . Drzewa byly duze i geste . Samotna lipa przy bramie wjazdowej , rownie duza co kasztany , wydawala sie ciepla .Zawiasy furty umocowanej w pionowo ustawionym kamieniu i zasuwe dziadzius Jan wykul w kuzni sam . Byly takie prace , ktorych nigdy nie zlecal zatrudnionym w posiadlosci ludziom . Lubil robic zlote pierscionki dla swoich corek , na gwiazdke , lub na imieniny . Oprawial szlachetne kamienie i nanosil na zlote obraczki ornamenty w ksztalcie galazek , kwiatow . Potrafil tez naprawiac zegary scienne , majstrowal przy nich godzinami . Osobny budynek kolo domu pelen byl narzedzi i starych sprzetow . Na strychu babcia Leokadia suszyla ziola , ktorych zapach roznosil sie po calym warsztacie ; rozpoznawalam majeranek , rumianek i miete , ale bylo ich wiecej . Babcia uzywala ziol w kuchni . Dom mieszkalny porosniety dzikim winem , stal pod dwoma orzechami rosnacymi posrodku ogrodka kwiatowego . Z mojego punktu obserwacyjnego na drzewku czeresni widzialam tylko korony orzechow .
- Chodz - zawolal do mnie dziadzius Jan .
Zauwazyl mnie na drzewie i patrzyl jak schodze po galazkach w dol .
- Ostroznie , wspielas sie tak wysoko .
- Jestem juz duza , dziadziusiu !
Z najnizszej galezi , wysoko nad jego glowa , zdjal mnie i postawil na ziemi .
- Nudzisz sie tu ?
- Nie - odpowiedzialam .
- Siedzisz na czeresni jak szpak - zazartowal .Wzial mnie za reke i poszlismy do skladu staroci .Dziadzius wyciagnal liny i wypolerowana deske .
- Zawiesze dla ciebie hustawke - powiedzial .
Zaswiecily mi sie z radosci oczy .
- Gdzie ?! - zawolalam przejeta .
- Na galezi orzecha , kolo domu .
Weszlismy do ogrodka . Dziadzius Jan przystawil drabine do pnia drzewa .Przeciagnal liny przez gruba galaz .Zszedl . Na dole umocowal deske .
- Siadaj - zaprosil mnie szerokim gestem .
Usiadlam i zaczelam hustac sie coraz wyzej i wyzej . Babcia Leokadia przyszla popatrzec .Przygladala sie zamyslona .
- Dlaczego posadziles tyton w ogrodku , nie zbierasz , nie suszysz , nie palisz fajki , ani skretow , tylko papierosy ze sklepu , cala grzadke mi zajales i po co to?! - zloscila sie babcia Leokadia .
Dziadek Jan byl malomowny , potrafil milczec calymi godzinami , wiec nie nalezalo spodziewac sie zadnej odpowiedzi .Tym razem jednak odezwal sie niespodziewanie :
- Nic nie rozumiesz . Lubie patrzec jak rosnie !

------------------------------------------------Agnieszka Sadlakowska

Opowiadanie zostalo opublikowane w Kwartalniku Scena Polska Nr 25 , ISSN 1233-7633 , str . 14 .

 
   
Dzisiaj stronę odwiedziło już 12943 odwiedzającytutaj!
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja