Po Wigilii u Marleny wyszlam na ulice . Powietrze bylo mrozne .
Na przystanku tramwajowym stali dwaj mezczyzni .
- Ostatani tramwaj juz odjechal - odezwal sie do mnie jeden z nich .
Mieli harmonijke ustna , na ktorej na zmiane grali . Pierwszy byl bardzo chudy , drugi gruby i niski .
- Filozof jestem - przedstawil sie chudy .
- Jestem kucharzem - uklonil sie kolega .
- Zuza - odpowiedzialam i poszlismy razem wzdluz torow tramwajowych , mijani przez trabiace na nas taksowki .
- Skad jestes ? - zapytal Filozof , gdy Kucharz przejal harmonijke .
- Ze skweru Fryderyka Henryka - odparlam , majac na mysli , w ktorym miejscu skrecam w swoja strone .
Rozesmiali sie .
- Chodz z nami do Korsakoffa , masz po drodze - powiedzial Kucharz .
Korsakoff przy Nassaukade przypominal wczesny Remont na Warynskiego . Parszywe miejsce , do ktorego zwykle chodzilo sie po polnocy i nigdy na trzezwo . Pora i warunki byly zatem odpowiednie .
- Dobra - zgodzilam sie .
Bramkarz przyjrzal sie nam uwaznie , nie wiadomo dlaczego , ale nic nie powiedzial . Zaraz po wejsciu Filozof znikl w oparach dymu na parkiecie . Razem z Kucharzem usiedlismy przy barze .
- Czy moge zaproponowac wino ? - usmiechnal sie Kucharz .
- Chetnie , czerwone - odpowiedzialam .
Kucharz zwrocil sie do barmana , ktory natychmiast zrealizowal zamowienie .
Ze wzniesionym do gory kieliszkiem Kucharz rzucil : - czy Bog istnieje ...
Uznalam ten zwrot retoryczny za toast .
- ...w naszych sercach - dopowiedzialam .
Kucharz ozywil sie gwaltownie .
- Tak myslisz ? To znaczy , ze nie musze prowadzic restauracji ojca , nie musze w niedziele chodzic do kosciola ; chcialbym podrozowac . Bog jest w sercu ! - filozofowal dalej Kucharz . - Moge wyjechac stad kiedy zechce !
- Wszystko mozesz . To jest Twoje zycie - odparlam .
- Ty tez wyjechalas . Tak , nie powinieniem pytac skad jestes . Wybacz mi .
Zaczal calowac mnie po rekach . Wyrwalam mu dlonie .
- Wybacz mi , ciagnal , wy tam mieliscie straszne zycie , wojne , nikt nie ma prawa pytac , skad jestes !
Wyraznie bral mnie za jednego z uchodzcow z bylej Jugoslawii . W bialej , wigilijnej bluzce z koronkami i w czarnej spodnicy do ziemi kojarzylam mu sie z obrazami terroryzowanej ludnosci , ktore widzial w dziennikach telewizyjnych .
Nie chcialo mi sie tlumaczyc , ze Wigilia , raz w roku , to taka polska tradycja .
Dopilismy wino .
- Dobrych podrozy - zyczylam mu na pozegnanie .
- Szczescia w zyciu .
- Ja mam duzo szczescia w zyciu , jestem wolnym czlowiekiem .
Kucharz zostal przy barze ze swoimi myslami .
Wyszlam z Korsakoffa i poszlam do domu .
--------------------------------------------------------Agnieszka Sadlakowska
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------Opowiadanie ukazalo sie na lamach blogu; atrpoezjaproza.blox.pl w dniu 28 grudnia 2007.